Czy obecnie boimy się obrzędów przejścia i czy warto się ich trzymać? Wątki ujęte z perspektywy systemowo-kulturowej.

Myślę, że nie trzeba wyjaśniać samej definicji obrzędów przejścia. Wiele o nich wspominano już w innych pismach ale spróbujmy posiłkować się własną roboczą definicją, by uniknąć niejasności. Skrótowo zatem możemy powiedzieć, że jest to dość przewidywalny wzorzec, ustalonych przez określoną społeczność, powtarzających się czynności w zakresie; wchodzenia w nowe role społeczne lub podporządkowania się pewnym wątkom kulturowym,społecznym, czy religijnym, uwarunkowanym historycznie oraz geograficznie z uwzględnieniem elementu magicznego, zaklinającego rzeczywistość (np. modlitwy w intencji, palenie Marzanny) aby zwiększyć przeżycie bezpieczeństwa i zakres wpływu, co następuje w mniej lub bardziej zrytualizowanym obrządku odbywającym się w otoczeniu świadków lub bez ich udziału.

Nadmieniłam tu wątki magiczne, czyli taki pewien sposób myślenia polegający na przekonaniu: zrobię coś tak aby było dobrze. Nie musi takie działanie posiadać zgodę lub udział innych osób. Nie zawsze też miało to sprzyjać otoczeniu, dlatego te wątki magiczne są bardzo interesujące z perspektywy badań antropologicznych. Palenie na stosie nie brało się znikąd, chociaż pochłonęło wiele niewinnych ofiar. My jednak zostańmy na potrzebę bloga przy myśleniu o magii w sposób bardziej praktyczny i pozytywny.

Kolejnym elementem, który pojawił się w ramach tworzenia roboczej definicji dotyczącej tego, czym są obrzędy przejścia, był wątek rytualny, którego celem jest zapewnienie poczucia przewidywalności, cykliczności, powtarzalności, świadomości tego co się dzieje i jaki ma być porządek aby można było go wspólnie naśladować. Na poziomie relacji, mógł „cementować” (ujednolicać, godzić,umacniać w przeżyciu wspólnotowości oraz celowości bycia w niej) grupę społeczną jak rodziny, sąsiedzi, goście. Takie społeczności jeszcze do niedawna (bo nawet kilka dekad temu) były na siebie tak naprawdę skazane, aby przetrwanie jednostek składających się na nie było w ogóle możliwe.

O jakim obrzędzie mowa zatem.
Jesteśmy przy jesieni, która przygotowuje nas powoli do najkrótszego dnia w roku oraz do dłuższego okresu chłodu i braku obfitości w wyborze jedzenia, zmusza też do oszczędności i zachęca do pozostawania w domu.

Niby krótsze dnie, ciemność w naszych czasach nie są już takie straszne, ale nie zawsze jest to prawdziwe przeżycie na poziomie emocji. Nie potrafię stwierdzić na ten moment, czy kolektywnie przeczuwamy świat teraz jest przewidywalny. Pewnie do pewnego stopnia owszem. Natomiast za wiele zmian nastąpiło w dość krótkim czasie i za blisko (pandemia, lockdowny, trudności wielu osób związane z pracą, zaskakujące zmiany w ustawodastwie, absolutny zakaz aborcji, strajki, wojna tuż przy granicy, powołania wojskowe, ryzyko wojny totalnej, nowe narkotyki, styl życia budowany na grupowym zażywaniu narkotyków, zmiany norm kulturowych i wzorców dla młodzieży) aby przyjąć dość optymistyczną perspektywę sprzed kilku lat.

Zastanawiam się w jakim stopniu potrzeba nam rytuału czy zajęcia się relacjami na poziomie rytuału. Próbując poruszać się za swobodnie pojawiającą się myślą, zamieniłabym słowo rytuał na rutynę, którą bardzo wspieram w życiu moich pacjentów jako psycholog. Postępuję tak dlatego, bo według mnie rutyna może wspomóc planowanie dnia, tygodnia, określonych pór roku. Pozwala na przewidywalność i na ile to możliwe realizację swoich planów. To z kolei wpływa pozytywnie na poczucie sprawstwa i bezpieczeństwa. Może stać się podstawą dobrego życia, bo przewiduje różne wydarzenia z dużym wyprzedzeniem i pomaga tworzyć pewien porządek. Możemy też ją zmienić, dostosowując do naszych potrzeb tego i co jest realnie możliwe.

W naszym kręgu kulturowym w okresie jesiennym obchodzimy zazwyczaj dość tłumnie Wszystkich Świętych w tym po swojemu Dziady (już „zeasternizowane” do pewnego stopnia Halloween w ramach odstraszania duchów) oraz Zaduszki. Same Słowiańskie Dziady obchodzono podobno też na wiosnę a wierzenia związane z nimi dotyczyły Wędrówki Dusz. 

Czy psychologicznie jest to ważny wątek? Trochę tak, stąd ten wpis.

Z mojego punktu widzenia ważny jest pewien porządek, który na tyle na ile potrafimy, przestrzegamy. Ten kierunek spotkania z jakimś elementem duchowym, społecznie akceptowalnym, także religijnym i kulturowym, z czymś abstrakcyjnym i jednocześnie tak konkretnym, jak śmierć jest ogromnie ważny. Tak rozumiałabym Wszystkich Świętych i nasz słowiańsko-katolicki stosunek do Zmarłych.

Zmarli mają w naszej kulturze pewne miejsce, także na poziomie indywidualnym. 
Żałoba jest też określona, ma ramy. 

Żal i rozpacz natomiast je przekraczają i nad nimi pracujemy tak naprawdę w trakcie się psychoterapii, mówiąc że nie radzimy sobie z żałobą.

Wracając do różnych podań, w tym okresie jesiennym (okazuje się że także wiosennym ale tego już tu nie rozwinę ze względu na brak danych) dusze zmarłych błądziły po świecie, zziębnięte i poszukujące strawy. Chciały wrócić do domu o którym pamiętały i który traktowały jak swój. Nie znalazłam odpowiedzi, dlaczego wędrowały, chociaż to bardzo ciekawe skąd takie wierzenia. Wydaje się jednak, że cmentarz i pamięć o zmarłych to bardzo rozsądne dla katolików rozwiązanie. Przychodzi mi na myśl francuska komedia Goście Goście, w ramach żartu używam tego przykładu, że nie zawsze własny dom dla Gości warto pozostawiać otwarty.

Wraz z rozwojem wiedzy, miast, wyjazdami za pracą młodych ludzi, zmianą stylu życia, relacje rodzinne czy związane z daną społecznością naturalnie rozluźniały się, modyfikując trochę indywidualny stosunek do śmierci i potrzebę bezpośredniego obcowania z nią, w tym okresie roku. 

Obecnie raczej pamiętamy o bliskich którzy odeszli, wracamy do ich zdjęć, pamiętamy o pochówku czy o pożegnaniu z nimi. Niektóre osoby nadal przeżywają śmierć w przestrzeni religijnej.

Chciałam zaznaczyć, że z psychologicznego punktu widzenia warto trzymać się pewnej rutyny, nie myśląc już o samych rytuałach. Inna magia niż pozytywne nastawienie nie jest potrzebna. Np. myślenie że: zrobię tak, aby było dobrze, wydaje się absolutnie wystarczające.
Rutyna może okazać się najważniejsza, w świecie, który się zmienia. Ważna jest też wiedza, co stoi za daną rutyną i tradycją, bo z niej też ta rutyna może wynikać w sposób absolutnie racjonalny i logiczny. 

Czy jest tu miejsce dla lęku? Możliwe, że tak, sama zastanawiam się, czy współczesny człowiek przetrwałby obrządki religijno – duchowe sprzed 100 lat, lub nawet 50 lat wstecz na jakiejś przypadkowej mniejszej wsi. Może boimy się śmierci za bardzo, a może trzeba się jej bać. Może warto tylko pamiętać o bliskich zmarłych i o tym, co musimy wiedzieć, aby móc już indywidualnie iść dalej i się rozwijać. Może wiedza i pamięć wystarczy, aby rytuał przejścia odbył się sam i naturalnie.

A może jednak należy się trzymać rytuału wyrażone zarówno indywidualnie jako i na poziomie społecznym bo takie wydarzenie będzie wiążące?

Najważniejsze, że jest wybór i właściwie każdy może być właściwy jeśli jest też odpowiedzialny.

Serdecznie pozdrawiam,
mgr Paulina Kubś Gabinet Interwencyjnej Psychoterapii Systemowo-Kulturowej

Zapraszam też do śledzenia moich stron FB które zaczynają się pozytywnie rozwijać, jak sam Gabinet; Paulina Kubś Gabinet Interwencyjnej Psychoterapii Systemowo-Kulturowej, ale także Mind and YogaArt oraz Sacred Feminity, czy Arte per Soma. Będą coraz bogatsze o właściwe struktury, propozycje zajęć, oraz wpisy. Ten znajdziecie Państwo na Sacred Feminity i nie tylko.

Proszę się też nie bać Sacred Feminity, na razie pokazuje skrajność kobiecego heteroseksualnego feminizmu. Dalej będzie prowadzony z oparciem o wiedzę, zaplecze też bogate w podaną metaforykę ale będzie o pozytywnej kobiecej duchowości i feminiźmie (bliższemu 3 fali).