O Syndromie DDA ogólnie, uwzględniając perspektywę systemową w psychoterapii

Syndrom DDA uznajemy za tzw. worek pojęciowy (an umbrella term), zakładający możliwość wystąpienia mnogości reakcji na długoletnią traumę związaną z alkoholizmem któregoś z rodziców lub członków rodziny, lub wiedzę danej osoby o takiej dysfunkcji (już wiedza o dysfunkcji lub traumie wpływa na psychikę jednostki).

Zespół reakcji na traumę w tej nazwie dotyczy utrwalonych wzorców zachowań w wieku dorosłym, utrwalonych od dzieciństwa, a więc sprawdzonych i paradoksalnie skutecznych, bo umożliwiających przetrwanie i zaadaptowanie się do sytuacji związanej z wystąpieniem choroby alkoholowej oraz innych zespołów zachowań typowych dla tego typu choroby, któregoś z rodziców lub kogoś z bliskich. 

Powyższe reakcje mogą zamienić się w nawyki, czyli przekonania zdrowe lub patologiczne, zaburzenia osobowości (czyli utrwalone nawyki i sposoby radzenia sobie w sytuacji wystawienia na traumę, traktowane jako mechanizmy obronne związane z danym zaburzeniem osobowości) czy zaburzenia nastroju (pojawiają się z powodu braku wystąpienia reparacji, przez co umysł, a zatem i hormony oraz emocje muszą wytrzymać w traumie bez możliwości wyjścia z sytuacji zagrożenia. To też może być przyczyna dla powstawania PTSD). Mogą też wystąpić ciężkie zaburzenia psychiczne, reakcje skrajne jak autodestrukcja czy destrukcja (uzależnienia, patologiczne odreagowanie napięć, wandalizm). Wszystko zależy od poziomu patologii i deficytów związanych z wystąpieniem w rodzinie tego rodzaju traumy jak alkoholizm.

Dysfunkcję rodzica polegającą na uzależnieniu od alkoholu traktujemy jako wystawianie innych członków systemu na długoletnią trwałą traumę prowadzącą do kryzysów tego systemu rodzinnego, a także systemu społecznego, czy kryzysów na tle osobowościowym i zdrowotnym u innych członków rodziny.

Zatem roboczo traktujemy tutaj Syndrom DDA jako możliwe reakcje na ten rodzaj traumy (jeszcze raz traumy związanej z alkoholizmem w rodzinie). Pamiętajmy, że nie potwierdzono występowania tzw. osobowości DDA. Osobiście uważam, że to po prostu diagnoza rodzaju przeżytej traumy a dalej mamy już rozwój osobowości po traumie (czyli zespołu strategii radzenia sobie w sytuacjach długotrwałego zagrożenia — o tym więcej będzie można znaleźć w opisie mojej metody IPSK). Teraz jednak zapraszam dalej do zagłębienia się w próbie uchwycenia tej problematyki traumy, używając głównie perspektywy systemowej w terapii.

Wiele osób słyszało o tym syndromie z powodu częstości jego występowania. Można by z przykrością stwierdzić żartem, że to taka nasza narodowa przypadłość. Nie do końca tak jest, nie są to jednak odosobnione przypadki. Natomiast silne w Polsce pewnego rodzaju tabu rodzinne, że o pewnych rzeczach się nie mówi głośno, zwłaszcza jeśli dotyczy rodziny („co to za ptak co własne gniazdo kala”), sprawia, że osoby dotknięte tym syndromem czują się odizolowane, a przecież problem choroby alkoholowej jest w Polsce dość częsty.

Stwierdziłabym, że o samym syndromie DDA możemy mówić do pewnego pokolenia. Potem należałoby raczej przyjąć roboczo, że pojawiają się nowe diagnozy jak DD Rodziców i Bliskich generujących nowe traumy (hazard, narkotyki, prostytucja, pornografia).

Dla osób z DDA typowe jest przeżycie izolacji, wstydu za patologicznego rodzica oraz brak wzorców. Oznacza to, że taka osoba odczuwa, że jest z tzw. rodziny nienormalnej, czyli nie ma szacunku społecznego, który w okresie socjalizacji jest najważniejszy dla dziecka czy nastolatka, tym bardziej dla młodego dorosłego. W takiej rodzinie dochodzi do wielu utrat: utraty wzorców, utraty miłości, zaufania, wystąpienia urazu w zakresie bliskości, to też okazja dla lekcji wytrzymywania pogardy i złości. U dziecka pojawia się rozpacz, której nikt nie rozpoznaje.

Co to wymusza? Bardzo szybkie osiągnięcie jakiejś formy dojrzałości oraz pozostawanie w dylemacie jak szybko muszę dorosnąć i odejść z domu albo czy w ogóle mogę odejść z domu. 

Dlatego można tu też mówić o Syndromie DD z Domu Pełnego Pozorów. Poziom dysfunkcji zależy od głębokości choroby alkoholowej. Poza tym istnieją różne twarze alkoholizmu, różne formy przemocy, w tym seksualnej, inaczej też reaguje się na alkoholizm matki, innych generacji a inaczej na alkoholizm ojca czy wujka.

Prawda jest taka, że lepiej, aby w ogóle nie było uzależnień w rodzinie. Dzieci potrzebują lekcji siły, dla nich słabość rodzica jest tylko lekcją pogardy wobec słabości, a to ma daleko idące konsekwencje. Takie dziecko, nawet jeśli szybko nauczy się jakiegoś fachu, usamodzielni się, będzie przeżywało, że w czymś jest nienormalne, słabsze, godne pogardy, niedomagające. Forma słabości i lęku przed słabością może mu towarzyszyć do końca życia. Jeśli dojdzie do tego jeszcze niestabilność finansowa rodziny, lęk o utratę rodzica, dziecko nie ma jak wykształcić silnej Persony (o Personie w innym blogu, będzie się często pojawiała w moich opisach. Nie jest to „fałszywe self”! To odszczepiona część osobowości, która pojawia się w sytuacji zagrożenia. Im trudniej tym bardziej skrajna. Często zbudowana na przykładzie wzorców przemocowych, też z telewizji, filmów, czy książek albo opowieści. Nie mylimy z Ego. To forma obrony ego i innych struktur psychicznych, powstające na bazie przeżytej traumy). Raczej tworzy wtedy maski, których też się wstydzi, bo nie są do końca zgodne z prawdą, a nikt nie godzi się wewnętrznie na brak autentyczności, gdyż to też słabość (tu będzie „fałszywe self”). Wpływ tego typu nie musi dotyczyć samego rodzica, ale to mogą być też bliscy, czy wiedza o tych bliskich.

Tak jak wspominałam, wiele zależy od stopnia uzależnienia i patologii samego systemu rodzinnego. Faktycznie może to prowadzić do trwałych zaburzeń osobowości, zachowań destrukcyjnych i autodestrukcyjnych, a nawet do schizofrenii i anoreksji. Bierze się to z tego, że osoby pod wpływem alkoholu nie mają kontroli na impulsami seksualnymi. Poza tym alkoholizm czasem ukrywa parafilie. Zatem mogą to być też rodziny kazirodcze, w których nie ma mowy o rolach i podmiotowości, a działają w obrębie funkcji. Narracja typu: „Musisz się opłacać rodzinie, aby w niej być”.

Jak często na terapii taka osoba boi się być nielojalną wobec rodziny, obawiając się, że może ją stracić lub zostać ukaranym? 

Jeśli rodzina jest w miarę zdrowa, dzieci naturalnie przejmują pewne role i funkcje, starają się być bardziej wyrozumiałe, dają oparcie, chronią innych oraz szybko myślą o podjęciu pracy. To często też dzieci, które starają się mieć stosunkowo dobre oceny. W zależności od stopnia deficytów wybierają karierę zawodową lub życie rodzinne pilnując i kontrolując swoich bliskich pod kątem wystąpienia potencjalnie ryzykownych zachowań. Mogą mieć kłopot z łączeniem tych ról i funkcji.

Bywają też przypadki, kiedy dziecko utożsami się z chorym alkoholowo rodzicem, często agresywnym, ponieważ czuje się w czymś słabe lub nie radzi sobie w szkole czy też z rówieśnikami w związku z samą sytuacją w domu. Może chcieć też przekierować uwagę ze względu na lojalność wobec chorego rodzica i wtedy wybiera własną autodestrukcję, aby wzmocnić patologię rodziny. W końcu ktoś musi być też zły (oddelegowania do ról w rodzinie są bardzo częste i znane w przypadku tego syndromu). Takie dziecko radzi sobie w ten sposób z poczuciem winy za swoje słabości. Dlatego słaby rodzic to też wzór czy punkt odniesienia.

Pamiętajmy, że dzieci opierają się na wzorcach zawsze. Jeśli rodzice nie nauczą dzieci radzenia sobie w trudnych sytuacjach, ich jedynymi strategiami w życiu są strategie rodziców, którzy godzą się na patologie, a przez to wzmacniają patologię kolejnych pokoleń. 

Trauma ma przetrwać, oparcie nie jest niczym właściwym, bo sami rodzice go nie mieli. To jest też tzw. zarażanie traumą, nie wiadomo do końca dlaczego powtarzane. Zatem godząc się na tego rodzaju deficyty, utrzymuje się kolejne pokolenia w bezradności i akceptacji wobec patologii oraz traumy. Prowadzi to do tragedii na poziomie jednostki oraz całej rodziny, już na poziomie komunikacji i podejścia do słabości w ogóle, stąd warto mieć bardzo surowe podejście do tego tematu.

Dlatego, Słabości w postaci uzależnienia, nie wolno akceptować a należy rozumieć i wymuszać adekwatną możliwą zmianę całego systemu, którego ona dotyczy. 

Słabość, natomiast, rozumiana jako ograniczenie i czasowe niedomaganie, to co innego niż usprawiedliwienie dla dysfunkcji.

Szukając możliwości przerwania tego cyklu odtwarzania traum, można posiłkować się rozwiązaniem polegającym na uczeniu stawiania granic. Dlatego osoby po takich traumach, utożsamiające się z syndromem DDA szukają się w różnych strukturach i są bardzo wrażliwe na granice (nie zawsze też od razu dobrze na nie reagują i wtedy warto pomyśleć o psychoterapii).

Należy wzmacniać dobre wybory, kiedy pacjentem jest osoba po przewlekłej traumie. To zawsze jest ofiara systemu. Dobry wybór, który jest stały, wzmacnia charakter. To wiedzą prawie wszyscy będący po traumie i po kryzysie. 

Co, jednak jeśli cechy osobowości nie są z tym zgodne, a jeszcze dochodzi do tego temperament i brak zdolności opanowania emocji? Jak bardzo może to kolidować z ambicją i ograniczać dobre wybory nawet w prostych kwestiach jak: w czym tak naprawdę jestem dobry?; Jakie mam mocne strony?; Co mogę w sobie rozwijać,; co będzie dla mnie bezpieczne?

Tu właśnie pojawia się miejsce dla silnych uogólnionych przekonań, które też utrudniają realizacje poprzez dobre wybory i charakter, gdyż jest zbyt duży rozstęp między samowiedzą, wiedzą o świecie a dobrą, charakterną decyzją.

Kiedy charakter jest słaby, mogą pojawiać się przy takich obciążeniach wyrzuty sumienia, poczucie winy, zaburzenia lękowe i depresja oraz nieumiejętność odreagowania w zdrowy sposób. I tak obecnie możemy dostrzec wiele młodych osób już uzależnionych od marihuany i od komputera (papierosy są już trochę passe).

Pamiętajmy: ciężkie zaburzenia osobowości, zachowania antyspołeczne, kryminalne, dewiacyjne świadczą tylko o kilku czynnikach (ważne, bo mogą wynikać z traumy rodzinnej takiej jak zgoda na patologie) i tymi czynnikami są:

– patologia genu (inaczej patologie na poziomie genu),

– patologia rodziny (patologie na poziomie rodziny, czy w obrębie systemu rodzinnego),

– patologia środowiska (patologie na poziomie środowiska, grupy społecznej ,otoczenia, struktur, prawa).

Uzależnienia od marihuany oraz od komputera w tym pornografii wpływają na spłycanie empatii i współczucia. Generują postawy opierające się na formie sadyzmu i potrzebie szukania ofiar. Tu rodzi się pętla pokoleniowa widoczna w trendach społecznych. Trauma i patologie są zawsze blisko!!!

Podkreślam, jak ważne jest walka z uzależnieniami w ogóle, właśnie dlatego, że prowadzą do spłycania afektu, empatii i poczucia odpowiedzialności społecznej. Zwłaszcza tych opartych na narkotykach i hazardzie oraz uzależnieniu od pornografii i gier komputerowych. Uzależnienie wpływa na wzmacnianie grup kryminalnych i dewiacyjnych, nawet antyspołecznych.

Z perspektywy systemowej (dynamiki rodzinnej, czy sprzężeń zwrotnych w systemie rodziny z patologia/deficytem/uzależnieniem), rodziny, w których pojawia się uzależnienie rodzica mogące doprowadzić do kilku bardzo niebezpiecznych zjawisk może dochodzić do następujących mechanizmów i zjawisk:

– parentyfikacji, czyli dziecko zaczyna pełnić funkcję rodzica,

– triangulacji dziecka w sprawy rodziców, czyli dziecko nie może ich opuścić, bo rodzice sobie nie poradzą,

– zbyt dużych wymagania wobec dziecka.

Polega to na zapraszania dzieci do pełnienia pozornych ról, tworzonych na bazie wymuszania, manipulacji rodzica, czy złego rozumienia emocji aby to dziecko było bliżej i było wobec niego lojalne a samo dziecko czuje, że pełni ważną rolę(co i tak jest prawdą).

Komunikacja w takich rodzinach wskazuje na występowanie uwikłania, podwójnych wiązań (intencja, nastawienie, uczucie to inny świat od tego, co się słyszy i realnie dzieje). Pojawia się też narracja o cierpieniu i poświęcaniu. Co wtedy? Narracja, która wtedy się pojawia „Musisz kochać rodzica, bo cię powołał na świat i jesteś mu coś dłużny”. Przykładem takiej sytuacji dawanie do zrozumienia, że rodzic i tak cierpi, bo żyć musi, do tego dał komuś nowe życie. I tu pojawia się uwikłanie, które polega na tym, że dziecko bardzo szybko zaczyna być dłużnikiem swoich rodziców za swoje życie i powinno coś z tym zrobić, ponieważ rodzicom jest bardzo trudno ze wszystkim, czego się podjęli. W skrajnej sytuacji tego typu nie wolno opuścić rodzica w ogóle i ktoś w końcu zachoruje.

Bierzmy pod uwagę, że trangulacje, parentyfikacje i uwikłania mogą być celowe. Dzieci się wydarzają, bo muszą lub powinny. Dla rodziny tzw. normalnej dzieci są naturalnym elementem ich planu w heteroseksualnym związku. To forma odpowiedzialności za monogamiczną aktywność seksualną.

Struktura rodzin patologicznych (posiłkuję się skrajnymi przypadkami rodzin alkoholowych, aby przedstawić to w sposób łatwiejszy do wyobrażenia) opiera się na dominacji i wymaganiu uległości. Tworzy się miejsce dla tzw. ofiary, pojawia się też manipulacja i kierowanie własnym interesem. Jeśli jesteś dzieckiem, nie masz jak się obronić.

Prawdopodobnie taki klimat i te historie się powtarzają, co wynika z traum i patologii na poziomie wielu generacji (istnieje pewna metoda psychoterapii powstała we Francji, psychogenealogia, która pięknie pokazuje, że same wydarzenia lubią się powtarzać w obrębie tej samej rodziny i można to wywnioskować już po samym brzmieniu nazwiska tej rodziny, które zawiera powtarzające się wydarzenie), bo może jest w tym coś, co wiąże się z przekonaniem na poziomie nieświadomym, że bez tego rodzina nie przetrwa a powtarzanie traumy to pewna stałość i utrwalanie tych samych nawyków radzenia sobie z nią w kolejnych pokoleniach.

Może faktycznie jest coś, co jest uśpione w chorobie alkoholowej na poziomie społecznym, co daje szansę przetrwania. Wątpię jednak, aby osoby z syndromem DDA uznały to za wystarczająco dobre usprawiedliwienie dla tego, co przeszły. 

Wracając do samego uwikłania, to tli się tu także wątek kazirodczy, który w jakimś sensie mógł scalać rodziny. Narracja typu: „Nie kocham, a uwodzę”. Ten wątek i tak do pewnego stopnia jest zawsze, bo dzieci przeglądają się jako młodzi nastolatkowie w oczach rodziców i swoich bliskich, to ich pierwsze lustra społeczne. To nie musi być patologiczne. Jednak w rodzinach zaburzonych, naprawdę, poza uwodzeniem może nie być nic więcej. Niekoniecznie wtedy więzi są mniej silne, są mniej bezpieczne i klarowne.

Ogromnie ważne jest szukanie nowych, dobrych punktów odniesienia. To oznacza, że dzieci, kiedy dorosną, powinny być wyposażone w możliwości do samodzielnego dorosłego życia. Dosłownie, aby wyfrunęły z domu. A jak to zrobić inaczej niż odwołując się trochę do mitu o Dedalu i Ikarze? Posiłkując się tą historią nadal pozostajemy trochę w hipotezach, zdrowym rozsądku i fantazji.

Więc próbujmy… 

Dobrze mieć wiedzę o lataniu, zaufanie do rodzica i szacunek do niego, że jego wiedza i technika latania zapewni dziecku bezpieczeństwo i szansę na odkrycie czegoś nowego, co stanowić będzie nową jakość.

Co zatem może szwankować na etapie opuszczenia gniazda, kiedy adolescent posiada zasoby rodziny, w której wyrastał? Może zabrakło wiedzy o adekwatnych zagrożeniach i wymaganiach społecznych, komunikacji, aby przekazać doświadczenie, kierowanie adekwatnych oczekiwań wiedzy o tym, czym jest szacunek i pokora oraz zdrowe granice. Może nie udało się przygotować skrzydeł do lotu albo zabrakło wiedzy teoretycznej o lataniu, wartości, bo dobry lot ma też pewien kierunek czy wymaga instynktu samozachowawczego, by zdołał się wykształcić odpowiednio.

Stąd mój wniosek, że upadek Ikara to porażka Dedala jako ojca.

Często właśnie osoby z syndromem DDA zgłaszają się na psychoterapię, bo brakuje im wiedzy o sobie, wiedzy o życiu, także rzadko wiedzą co to naturalny instynkt samozachowawczy i cierpią z powodu relacji rodzinnych. Trudno im jest im też nieraz mówić o miłości, kiedy doznawały ze strony bliskich różnego rodzaju przemocy.

Młodzi dorośli idąc w świat, opierają się też na instynkcie i intuicji, i jeśli są pozbawione wiedzy, nawet instynkt na końcu ich zawiedzie. Rodziny z patologią wyniszczają też dostęp do zdrowego instynktu samozachowawczego.

Czy dotyczy to tylko osób z tym syndromem? Niekoniecznie. Ta problematyka jest bliska wielu osobom, które przez długie lata były ofiarami traumy i nie mogły nic zrobić, a potem w wieku dorosłym szukają innych rozwiązań.

Serdecznie zapraszam,

mgr Paulina Kubś Gabinet Interwencyjnej Psychoterapii Systemowo-Kulturowej.

Dla przykładu piosenka 🙂

It depends on surface area

Whether you do, whether you don’t

Climb a mountain, run a thousand miles

Grab on and hold, grab on and hold

It’s a myth to behold, it’s a fire in the cold

Grab on and hold, grab on and hold

It’s a snake in the grass, it’s a stop sign to pass

Grab on and hold, grab on and hold

Ooh

Ooh

Ooh

Ooh, yeah

This ain’t no hymn, this ain’t no hymn

This ain’t no hymn, this ain’t no hymn

This ain’t no warning to run from sin

This ain’t no dagger for sticking in

So let me be, so let me be

So let me be, so let me be

I’ll follow someone that I can see

I’ll worship someone that I can be

’Cause it depends on you and you alone

Whether you do, whether you don’t

Don’t believe in more than flesh and bone

Grab on and hold, grab on and hold

Ooh

Yeah, yeah

Ooh

Yeah, yeah

This ain’t no hymn, this ain’t no hymn

This ain’t no hymn, this ain’t no hymn

This ain’t no warning to run from sin

This ain’t no dagger for sticking in

So let me be, so let me be

So let me be, so let me be

I’ll follow someone that I can see

I’ll worship someone that I can be

Czy obecnie boimy się obrzędów przejścia i czy warto się ich trzymać? Wątki ujęte z perspektywy systemowo-kulturowej.

Myślę, że nie trzeba wyjaśniać samej definicji obrzędów przejścia. Wiele o nich wspominano już w innych pismach ale spróbujmy posiłkować się własną roboczą definicją, by uniknąć niejasności. Skrótowo zatem możemy powiedzieć, że jest to dość przewidywalny wzorzec, ustalonych przez określoną społeczność, powtarzających się czynności w zakresie; wchodzenia w nowe role społeczne lub podporządkowania się pewnym wątkom kulturowym,społecznym, czy religijnym, uwarunkowanym historycznie oraz geograficznie z uwzględnieniem elementu magicznego, zaklinającego rzeczywistość (np. modlitwy w intencji, palenie Marzanny) aby zwiększyć przeżycie bezpieczeństwa i zakres wpływu, co następuje w mniej lub bardziej zrytualizowanym obrządku odbywającym się w otoczeniu świadków lub bez ich udziału.

Nadmieniłam tu wątki magiczne, czyli taki pewien sposób myślenia polegający na przekonaniu: zrobię coś tak aby było dobrze. Nie musi takie działanie posiadać zgodę lub udział innych osób. Nie zawsze też miało to sprzyjać otoczeniu, dlatego te wątki magiczne są bardzo interesujące z perspektywy badań antropologicznych. Palenie na stosie nie brało się znikąd, chociaż pochłonęło wiele niewinnych ofiar. My jednak zostańmy na potrzebę bloga przy myśleniu o magii w sposób bardziej praktyczny i pozytywny.

Kolejnym elementem, który pojawił się w ramach tworzenia roboczej definicji dotyczącej tego, czym są obrzędy przejścia, był wątek rytualny, którego celem jest zapewnienie poczucia przewidywalności, cykliczności, powtarzalności, świadomości tego co się dzieje i jaki ma być porządek aby można było go wspólnie naśladować. Na poziomie relacji, mógł „cementować” (ujednolicać, godzić,umacniać w przeżyciu wspólnotowości oraz celowości bycia w niej) grupę społeczną jak rodziny, sąsiedzi, goście. Takie społeczności jeszcze do niedawna (bo nawet kilka dekad temu) były na siebie tak naprawdę skazane, aby przetrwanie jednostek składających się na nie było w ogóle możliwe.

O jakim obrzędzie mowa zatem.
Jesteśmy przy jesieni, która przygotowuje nas powoli do najkrótszego dnia w roku oraz do dłuższego okresu chłodu i braku obfitości w wyborze jedzenia, zmusza też do oszczędności i zachęca do pozostawania w domu.

Niby krótsze dnie, ciemność w naszych czasach nie są już takie straszne, ale nie zawsze jest to prawdziwe przeżycie na poziomie emocji. Nie potrafię stwierdzić na ten moment, czy kolektywnie przeczuwamy świat teraz jest przewidywalny. Pewnie do pewnego stopnia owszem. Natomiast za wiele zmian nastąpiło w dość krótkim czasie i za blisko (pandemia, lockdowny, trudności wielu osób związane z pracą, zaskakujące zmiany w ustawodastwie, absolutny zakaz aborcji, strajki, wojna tuż przy granicy, powołania wojskowe, ryzyko wojny totalnej, nowe narkotyki, styl życia budowany na grupowym zażywaniu narkotyków, zmiany norm kulturowych i wzorców dla młodzieży) aby przyjąć dość optymistyczną perspektywę sprzed kilku lat.

Zastanawiam się w jakim stopniu potrzeba nam rytuału czy zajęcia się relacjami na poziomie rytuału. Próbując poruszać się za swobodnie pojawiającą się myślą, zamieniłabym słowo rytuał na rutynę, którą bardzo wspieram w życiu moich pacjentów jako psycholog. Postępuję tak dlatego, bo według mnie rutyna może wspomóc planowanie dnia, tygodnia, określonych pór roku. Pozwala na przewidywalność i na ile to możliwe realizację swoich planów. To z kolei wpływa pozytywnie na poczucie sprawstwa i bezpieczeństwa. Może stać się podstawą dobrego życia, bo przewiduje różne wydarzenia z dużym wyprzedzeniem i pomaga tworzyć pewien porządek. Możemy też ją zmienić, dostosowując do naszych potrzeb tego i co jest realnie możliwe.

W naszym kręgu kulturowym w okresie jesiennym obchodzimy zazwyczaj dość tłumnie Wszystkich Świętych w tym po swojemu Dziady (już „zeasternizowane” do pewnego stopnia Halloween w ramach odstraszania duchów) oraz Zaduszki. Same Słowiańskie Dziady obchodzono podobno też na wiosnę a wierzenia związane z nimi dotyczyły Wędrówki Dusz. 

Czy psychologicznie jest to ważny wątek? Trochę tak, stąd ten wpis.

Z mojego punktu widzenia ważny jest pewien porządek, który na tyle na ile potrafimy, przestrzegamy. Ten kierunek spotkania z jakimś elementem duchowym, społecznie akceptowalnym, także religijnym i kulturowym, z czymś abstrakcyjnym i jednocześnie tak konkretnym, jak śmierć jest ogromnie ważny. Tak rozumiałabym Wszystkich Świętych i nasz słowiańsko-katolicki stosunek do Zmarłych.

Zmarli mają w naszej kulturze pewne miejsce, także na poziomie indywidualnym. 
Żałoba jest też określona, ma ramy. 

Żal i rozpacz natomiast je przekraczają i nad nimi pracujemy tak naprawdę w trakcie się psychoterapii, mówiąc że nie radzimy sobie z żałobą.

Wracając do różnych podań, w tym okresie jesiennym (okazuje się że także wiosennym ale tego już tu nie rozwinę ze względu na brak danych) dusze zmarłych błądziły po świecie, zziębnięte i poszukujące strawy. Chciały wrócić do domu o którym pamiętały i który traktowały jak swój. Nie znalazłam odpowiedzi, dlaczego wędrowały, chociaż to bardzo ciekawe skąd takie wierzenia. Wydaje się jednak, że cmentarz i pamięć o zmarłych to bardzo rozsądne dla katolików rozwiązanie. Przychodzi mi na myśl francuska komedia Goście Goście, w ramach żartu używam tego przykładu, że nie zawsze własny dom dla Gości warto pozostawiać otwarty.

Wraz z rozwojem wiedzy, miast, wyjazdami za pracą młodych ludzi, zmianą stylu życia, relacje rodzinne czy związane z daną społecznością naturalnie rozluźniały się, modyfikując trochę indywidualny stosunek do śmierci i potrzebę bezpośredniego obcowania z nią, w tym okresie roku. 

Obecnie raczej pamiętamy o bliskich którzy odeszli, wracamy do ich zdjęć, pamiętamy o pochówku czy o pożegnaniu z nimi. Niektóre osoby nadal przeżywają śmierć w przestrzeni religijnej.

Chciałam zaznaczyć, że z psychologicznego punktu widzenia warto trzymać się pewnej rutyny, nie myśląc już o samych rytuałach. Inna magia niż pozytywne nastawienie nie jest potrzebna. Np. myślenie że: zrobię tak, aby było dobrze, wydaje się absolutnie wystarczające.
Rutyna może okazać się najważniejsza, w świecie, który się zmienia. Ważna jest też wiedza, co stoi za daną rutyną i tradycją, bo z niej też ta rutyna może wynikać w sposób absolutnie racjonalny i logiczny. 

Czy jest tu miejsce dla lęku? Możliwe, że tak, sama zastanawiam się, czy współczesny człowiek przetrwałby obrządki religijno – duchowe sprzed 100 lat, lub nawet 50 lat wstecz na jakiejś przypadkowej mniejszej wsi. Może boimy się śmierci za bardzo, a może trzeba się jej bać. Może warto tylko pamiętać o bliskich zmarłych i o tym, co musimy wiedzieć, aby móc już indywidualnie iść dalej i się rozwijać. Może wiedza i pamięć wystarczy, aby rytuał przejścia odbył się sam i naturalnie.

A może jednak należy się trzymać rytuału wyrażone zarówno indywidualnie jako i na poziomie społecznym bo takie wydarzenie będzie wiążące?

Najważniejsze, że jest wybór i właściwie każdy może być właściwy jeśli jest też odpowiedzialny.

Serdecznie pozdrawiam,
mgr Paulina Kubś Gabinet Interwencyjnej Psychoterapii Systemowo-Kulturowej

Zapraszam też do śledzenia moich stron FB które zaczynają się pozytywnie rozwijać, jak sam Gabinet; Paulina Kubś Gabinet Interwencyjnej Psychoterapii Systemowo-Kulturowej, ale także Mind and YogaArt oraz Sacred Feminity, czy Arte per Soma. Będą coraz bogatsze o właściwe struktury, propozycje zajęć, oraz wpisy. Ten znajdziecie Państwo na Sacred Feminity i nie tylko.

Proszę się też nie bać Sacred Feminity, na razie pokazuje skrajność kobiecego heteroseksualnego feminizmu. Dalej będzie prowadzony z oparciem o wiedzę, zaplecze też bogate w podaną metaforykę ale będzie o pozytywnej kobiecej duchowości i feminiźmie (bliższemu 3 fali).

Jesień – spod kocyka na jogę

Nie wiem, w jakim stopniu zaobserwowali to Państwo, ale często okres sierpień-wrzesień-październik, także z powodów urlopowych, nowych zobowiązań, ale również zmian temperatury i światła, to czas, kiedy zapominamy, by dbać o ciało.

Z kolei październik-listopad, to moment, kiedy wyciągamy szaliki, zakładamy skarpety i swetry, włączamy ogrzewanie. Czekamy zakopani w ciepłym kocu, bo ciemność i deszcz sprawiają, że unikamy wychodzenia wieczorami. Lub też oduczyliśmy się tego już po lockdownach.

Warto powoli myśleć o powrocie do dbania o siebie. Sprawne, mocne ciało jest ważne dla psychiki i zdolności do pokonywania trudności. Można znaleźć w nim wtedy oparcie. Nie wolno nam być długo odrętwiałymi.

Co możemy zrobić?

Powrót do ćwiczeń najlepiej zacząć w głowie. Pomyślmy o tym, co lubimy, jakiego ruchu nam brakuje. Obejrzyjmy sobie coś o diecie czy o ćwiczeniach, to co najbardziej do nas przemawia.
Następnie, zadbajmy o ciepło, przyjemne ubranie, matę. Rozgrzejmy się!!! Nie miejmy też nadmiernych oczekiwań. Jesień to nie czas na super rozciągnięcia. Skupmy się na sprawność i zdrowiu. Jeśli mamy racjonalne podejście do zdrowego stylu życia i tak będziemy się starać utrzymywać w miarę wagę i dobrze wyglądać.

Joga sprawia, że potrzebujemy więcej ciepła i wymusza pamięć oraz samodyscypliny by utrzymywać rutynę. Także myślenia o tym, co realnie mogę i co jest dla mnie możliwe. 

Kierunek zatem w jodze w takich chłodniejszych sezonach to dbanie w o to, aby było nam dobrze i pozytywnie 
Pamiętajmy, że stres też wpływa ujemnie na naszą sprawność i zwiększa ryzyko uszkodzeń. 
Tu zatem trzymajmy kierunek: szukam tylko dobrych rozwiązań dla ciała.

Budźmy się powoli w tę jesień do dobrego ruchu i sprawności. Pamiętajmy — joga to sprawność i skuteczność oraz świadomość swoich ograniczeń. Może stać się naszym największym sprzymierzeńcem.. To piękny system uczący pokory, bo człowiek ze swoim ciałem i psychiką w jodze jest zależny od wielu czynników. Ważna jest wiedza o nich, o swoim zdrowiu i adekwatnych możliwościach.

Dbajmy o siebie i pomyślmy o tym, jakiej praktyki szukamy.

Więc na razie, powoli rozgrzewamy się, poruszamy palcami u stóp z kubkiem herbaty w ręce w ciepłych skarpetkach. A zaraz potem — wskakujmy na matę 😉

Paulina Kubś 
psycholog, nauczyciel jogi

Czy to normalne że na jesień zauważamy potrzebę poszukiwania oparcia w psychoterapii?

Czy jesień to dobry moment na psychoterapię?

Jesień to okres przejściowy, w trakcie którego zmienia się poziom światła, temperatura, pogoda. Nasze ciała inaczej reagują, potrzebujemy też innej diety, innej długości snu. Trudno jest od razu odpowiedzieć na zimno i upłynięcie lata, które szybko przyzwyczaja nas do przeżywania bogactwa rozkwitu, ciepła, przyjemności, światła i bezpieczeństwa. Wydaje się, że tracąc te elementy wraz z nową porą roku, możemy tracić poczucie bezpieczeństwa na poziomie zupełnie nieświadomym. Bywa też, że zmienia się stosunek do pracy. Po wakacjach często też wprowadzamy planowane zmiany. Jesień to także czas, w którym adaptujemy się do zmian w ogóle, bo nawet kulturowo tak mamy ułożony kalendarz pod kątem chociażby kształcenia się.

Wydaje się, że potrzeba aby podejmować takie wyzwania, przepracowania struktur, które utrudniają otwartość na zmianę w danym okresie. I tu pojawia się coś takiego jak zjawisko, nawet jednostka diagnostyczna — depresja sezonowa. Jej natężenie nie musi być duże, aby było trudno radzić sobie z obniżeniem nastroju i spadkiem sił.
Spada także aktywność fizyczna, a unikanie bodźców wpływa na pewnego rodzaju izolację, potrzebę schowania się a przez to pojawia się przestrzeń na powrót do przeszłości, do tego, co było żywe wcześniej, w tym urazów i przykrości. 

Co jeszcze może się pojawić w takim okresie?

Często wracamy pamięcią do bliskich, krewnych, także do tego, co utraciliśmy — utraconych szans oraz relacji. Siedząc pod kocem z herbatą i książką, może to wszystko wracać ze zdwojoną siłą. To także tęsknota, świadomość wielu niewyjaśnionych spraw. Jeśli jesteśmy sami, to mogą pojawiać się zmienne nastroje, lęki i powroty do kryzysów oraz pamięci o traumach. Nie ma też jak odreagować tych emocji, nie zawsze spacer przynosi ulgę o tej porze roku.
To jest właśnie moment, kiedy szukamy wsparcia. I warto go szukać, warto też rozmawiać o tym, co boli i co wymaga naprawy, aby takie stany nie powracały ze zdwojoną siłą. 

Praca ze stratą w psychoterapii systemowej:

Z perspektywy psychoterapii systemowej utraty, w tym, dotyczące osób, które prawdziwie odeszły, stanowią ważny element systemu, ale którego nie wprowadza się już na poziomie relacji np. do genogramu. Relacji z utratą nie rysujemy, chyba że jest to absolutnie konieczne i to już zależy tylko od podejścia czy decyzji psychoterapeuty.

Symbolicznie ma to ogromny sens. Utrata jest zasygnalizowana, jej przyczyna też jest oznaczona, natomiast na poziomie relacji zostawiamy tylko elementy żywe dla danego systemu czy danej osoby.

System zna i rozpoznaje utratę, nauczył się jej i otwiera się na nowe zależności.

O utratach w trakcie psychoterapii rozmawiamy, uczymy się je żegnać a także sublimować w jakiś sposób poprzez arteterapię, medytację, pracę nad emocjami. Możemy otwierać się na ból z nimi związany, oraz go zamykać.

W psychoterapii systemowej osoby zmarłe to też ważny temat służący samopoznaniu i wiedzy o systemie rodzinnym. Może też się zdarzyć, że zmarli stają się nam bliżsi niż za życia. Relacja po jakimś czasie mogła osiągnąć spokój, pozostaje dobry ślad pamięciowy. Może też tak się przytrafić, że udaje się komuś wybaczyć dopiero po kilku dekadach.

Niewykluczone, że powroty na cmentarz to ta praca, konfrontacja z uczuciem do zmarłego.

Bywa, że w końcu widzimy osobę i historie z nią związane, zdając sobie sprawę z tego, jak ważne, że była. Odnotowaliśmy ją jako element naszej własnej narracji i systemu rodzinnego oraz społecznego. Widzimy przecież, o kim się pamięta. 
Wszystkich Świętych to zatem wydarzenie społeczne, nie tylko religijne. Zmarły to figura, ślad, historia, zasób oraz nauczyciel. Ile to generuje wspomnień, jeśli byliśmy z kimś związani niezależnie też od wyznawanego światopoglądu czy religii.

Podobnie strata czy porażka może być taką figurą czy elementem systemu którego nie ma jak ocieplić sygnalizowaniem jej na genogramie. Zostaje jako figura znaczeniowo istotna, trudno mieć z nią dobrą relację czy stosunek do niej. To pewna lekcja i okazja do pracy aby nie wpływała na inne decyzje w życiu.

Podsumowując, zobaczmy ile może się wydarzyć przez samą porę roku, jaką jest jesień, jak bardzo może determinować do przeżyć trudnych. Zarówno naturalnie wydarzających się na poziomie indywidualnym, zawodowym, emocjonalnym, w konfrontacji z samotnością lub czasem w wyniku zadumy, powrotów emocjonalnych do bliskich i utrat w ogóle. Jeszcze dla innych to czas wyzwań i inne podejście do czasu oraz zwyczajnie przestrzeń na psychoterapię ukierunkowaną na wsparcie dla samorozwoju i samopoznania. 

Serdecznie zapraszam.
mgr  Paulina Kubś Gabinet Interwencyjnej Psychoterapii Systemowo-Kulturowej

Wokół psychoterapii systemowej

Dla zaciekawionych i chcących podjąć się psychoterapii tą metodą.

Chciałabym opisać pokrótce psychoterapię systemową, jej główne założenia, aby uniknąć kłopotów przy rozpoznawaniu formy pracy dla psychoterapeutów oraz trudności dla Państwa jako pacjentów z rozróżnieniem metod.

Wyjaśniam, dlaczego to tak ważne:

Najpopularniejszą szkołą psychoterapeutyczną była przez długi czas terapia psychodynamiczna (znaną w Polsce i wspieraną). Wszyscy, którzy wiedzą o terapii uzależnień i interesowali się seksuologią, znają CBT jako skuteczną metodę.

Dla bardziej poszukujących psychoterapia to przede wszystkim psychoanaliza, analiza jungowska, także behawioryzm (rodzice napotykają tę szkołę, jeśli np. ich dziecko ma potrzebę pomocy i okazuje się, że cierpi na zaburzenia ze spektrum autyzmu). Są też znane w literaturze, również osobom bez psychologicznego wykształcenia.

Poza nimi są takie terapie jak terapia przez sztukę (arteterapia, muzykoterapia, psychodrama, choreoterapia, biblioterapia, bajkoterapia). Istnieją także psychoterapia Gestalt, humanistyczna, egzystencjalna, które wyrastają na wiedzy o braku zasobów (powolne narodziny i rozwój po II Wojnie Światowej).

Odnajdziemy również nurty związane z duchowością. Oczywiście można natknąć się na inne, nowe metody, z których w pewnej mierze psychoterapia systemowa zapewne skorzysta. Te wymienione jednak są główną rodziną, na której się opiera.

Psychoterapia systemowa dla wielu może być nieznana. Jeżeli wywołuje skojarzenia to głównie z terapią rodzin, terapią par i małżeństw oraz kilkoma słynnymi nazwiskami, które ją uprawiają.

A więc czym w istocie jest? Psychoterapia systemowa zajmuje się zgłębianiem wiedzy o systemach i strukturach, ich elementach oraz wpływie między nimi a wszystkimi w nich czynnikami. Zwraca także uwagę, jakie są skutki tych wzajemnych oddziaływań. Może przy tym dotyczyć jednostki, kiedy prowadzona jest jako psychoterapia indywidualna.

Co to oznacza: zakłada się, że każdy element systemu wpływa na inny i na wszystkie naraz (ważne są relacje), poprzez sprzężenie zwrotne (np. komunikat) dążąc dla tego systemu do homeostazy, która niekoniecznie musi uwzględniać dobrostan każdego z elementów systemu. Mogą pojawić się negatywne skutki dla kogoś, np. w postaci zaburzeń psychicznych czy zdrowotnych.

Rodziny różnią się między sobą sposobem budowania swojego systemu (tu istotne są zależności) oraz struktury (granice), także oczekiwaniami, rozumieniem relacji i sposobami komunikacji (granice wewnątrz systemu i jego zależności).

Rodziny przekazują też wiedzę, tzw. przekaz transgeneracyjny, który pozwala obserwować czy powtarzają się pewne wzorce zachowań, nawet historie już na poziomie pokoleń. 

W obrębie tego przekazu można natknąć się na mity. Są to uniwersalne przekonania powstałe na podstawie obserwacji i nabywane w toku historii rodziny. Nie ma znaczenia czy się w nie wierzy, tylko czy się o nich wie.

Częstymi pacjentami są rodziny bardzo zaburzone, w których występują takie problemy, jak schizofrenia, anoreksja, bulimia, zaburzenia osobowości, próby samobójcze, depresja, poczucie winy i krzywdy, zaburzenia lękowe (chodzi tu głównie o powtarzalność tych zaburzeń lub kiedy to dzieci, lub nastolatkowie zaczynają chorować, pokazując, że system rodzinny szwankuje bo nie mogą opuścić rodzinnego gniazda. Mogą to być też młodzi dorośli).

W trakcie takiej terapii rodzin wraca się także do postaci osób zmarłych. Bierze się pod uwagę wszystkie elementy systemu, również role, odpowiedzialność, formy komunikacji, natury relacji, czy istnieje przemoc w jakimś obszarze, delegacje do danej odpowiedzialności, wykształcenie, choroby, czy młodzi dorośli mogą opuścić rodzinne gniazdo.

W czasie terapii bada się system też za pomocą genogramu, który ma swoją symbolikę (legendę), czyli graficzne przedstawienie drzewa genealogicznego z perspektywy terapeutycznej. Stanowi element konfrontacji i informacji gdzie można wprowadzić zmianę. To jest też forma interwencji dla danego systemu.

W przypadku terapii par system jest mniej rozbudowany, gdyż na sesji są tylko dwie osoby, ale uwzględnia się pozostałe elementy, o których mowa powyżej. Próbuje się zrozumieć, co szwankuje i dlaczego (komunikat-relacja-homeostaza/sprzężenie zwrotne-zależność-skutek). Zwraca się też uwagę na etapy relacji danej pary.

Komunikacja psychoterapeuty opiera się na pytaniach, budowaniu hipotez, interweniowaniu poprzez nazywanie świata opowiedzianego przez pacjentów i próby utworzenia pewnej całości, odrobinę niedomkniętej, aby możliwa była zmiana. Korzysta się z elementów terapii gestalt, zadań CBT i arteterapii, rozumienia psychopatologii z perspektywy metody psychodynamicznej. Wydaje się, że osobowość i zainteresowania psychoterapeuty są kluczem do jego metody.

W psychoterapii systemowej opieramy się też na wiedzy o przemocy, skutkach przemocy oraz zapobieganiu przemocy. Korzystamy również z psychoedukacji, jeśli istnieje potrzeba wyjaśnienia zjawisk, aby dojść do jak najlepszego zrozumienia świata pacjenta.

W przypadku psychoterapii indywidualnej podejście systemowe jest dużo bliższe terapii wglądowo-wspierającej. Korzysta się również z innych metod, aby pomóc konkretnie, myśląc systemowo a w komunikacji poszukiwać granic danej osoby. Tego rodzaju terapia lubi być po prostu eklektyczna.

Dodatkowo psychoterapię systemową wyróżnia tę fakt, że wiele jej elementów wskazuje na pewne postmodernistyczne nastawienie (coś się tworzy, ale bazuje na wiedzy). Przykładem metody, która w obrębie tego paradygmatu powstała jest np. Metoda Berta Hellingera, która jest jednak skrajna i budzi kontrowersje.

Podsumowując trochę żartem, psychoterapia systemowa to metoda powstała na skutek zniecierpliwienia grupy psychoanalityków, i nadal ewoluuje (psychoanaliza bowiem może trwać latami!).

Te elementy bazowe dla psychoterapii systemowej też są podstawą w mojej pracy moją metodą z uwzględnieniem dodatkowego elementu kulturowego (czyli różnic kulturowych, wyznania, światopoglądu, czynników środowiskowych, społecznych oraz duchowych. W tym znajduje się także zacięcie ewolucyjne i psychofizjologiczne, próbujące uchwycić czynniki wpływające na budowanie określonych strategii przetrwania w danym systemie w którym pojawiają się dysfunkcje.).

Serdecznie Państwa zapraszam

mgr Paulina Kubś Gabinet Interwencyjnej Psychoterapii Systemowo-Kulturowej

O Psyche w Psychoterapii Systemowej, również według mojej metody Interwencyjnej Psychoterapii Systemowo-Kulturowej i nie tylko.

DLA PACJENTÓW: Czyli do kogo powinienem/powinnam pójść po pomoc?

Myślę nad tym zagadnieniem od jakiegoś czasu. Przynosi zbyt wiele refleksji, aby pasowało do ram, jakie nadaje forma bloga. Przeszłam już nawet skrótową historię postawania[a] psychoterapii, aby wytłumaczyć to zagadnienie w prosty pomóc 🙂. Nadając temu formę żartu, dotarłam już do przykładu ze starego filmu Kosiarz Umysłu i zrozumiałam, że coś źle idzie, kiedy szukam podstawowych założeń.

No ale spróbujmy.

Dusza jest zawarta w samej nazwie “psychologia”, “psychoterapia”. Po dotarciu do wspomnianego Kosiarza Umysłów uznałam, że chyba źle to tłumaczymy! Może to nie jest wiedza czy leczenie duszy (Psychoterapia -> uzdrowienie duszy, Psychologia -> wiedza o duszy). Tu można ugrzęznąć, podejdźmy więc do tego, szukając innego punktu wyjścia. Może to leczenie Duszą (i wiedzą o niej), a nie uzdrowienie duszy. Lub wiedza wynikająca z założenia posiadania Psyche, a nie wiedza o samej Psyche. W końcowym rezultacie może wyjść na to samo, ale chodzi o próbę zrozumienia tego w prostszy sposób. Może w Laboratorium Psychofizjologii udowodniono już ten konstrukt o nazwie Psyche i nie warto długo łamać sobie nad tym głowy? 😃

Zamiast szukać duszy w terapii czy psychologii, szukajmy może czynników leczących, bo w tych dyscyplinach z samej definicji powinna zawierać się Dusza/Psyche oraz wiedza o niej.

Jakie są zatem czynniki leczące?

Istnieje założenie, że rozmowa może pomóc. Co to oznacza? Może pomóc redukować napięcia, przywracając po jakimś czasie równowagę dla systemu nerwowego, finalnie fizjologicznego etc. przez nazywanie wiedzy o sobie i poznawanie siebie. Więc tak jakby uzdrawiasz się, bo zaczynasz siebie rozumieć.

Czy poznanie siebie i rozumienie siebie to też droga do poznania prawdy? Może tak być. Nie wiemy dokładnie, tu też można ugrzęznąć pomiędzy prawdą subiektywną a uniwersalną, a ramy nadają i tak ludzie, którzy opierają się na prawie (odnosząc się do sprawiedliwości, logiki, etyki, konsekwencji działania), nie zawsze przynosząc słuszne odpowiedzi, bo prawo też się zmienia, prawdopodobnie odnosząc się do statystyk i dobra wspólnego, jak i indywidualnego.

Brzmi to filozofująco, ale to bardzo proste. Psychoterapeuta ma techniki oparte na wiedzy przede wszystkim ze studiów: przyrodniczych, biologicznych, humanistycznych, medycznych skupionych na człowieku i jego środowisku (psychologia łączy te dyscypliny mniej lub więcej) i szkoleń opartych na wiedzy z zakresu przykładów objawów psychopatologii (dlatego tak ważne jest trafić do terapeuty po odpowiednim szkoleniu, które daje przygotowanie pod pracę z określonymi zaburzeniami czy deficytami).

Psychoterapeuta powinien zrozumieć jak najbardziej całościowo swojego pacjenta. Ryzyko, że trzeba kogoś przekierować, oznacza, że problem jest ukryty gdzie indziej, a specjalizacja tego akurat psychoterapeuty może być niewystarczająca.

Np. jeśli pojawia się kwestia uzależnieniowa to należy szukać przede wszystkim terapeuty uzależnień lub/i seksuologa (uzależnienia są różne) albo jeśli wiesz jako pacjent, że masz poważny problem z autodestrukcją i czujesz się zły, to może być tu pomocny psychoanalityk, psychoterapeuta psychodynamiczny czy terapeuta CBT.

Zawsze jednak należy wykluczyć kłopot z uzależnieniem lub wręcz maniakalnym myśleniem o jakiejś kwestii, np. seksualnej. Dopóki jest to ograniczenie, nie ma jak zająć się cierpieniem jednostki, której trudno współistnieć z innymi. Nie ma jak jeszcze zająć się Duszą (oczywiście z perspektywy fizjologii to raczej nieprawda. Potrzebny jest wstęp, usuńmy napięcia powodowane uzależnieniem lub autodestrukcją. Tam, gdzie jest rozwój, jest już Psyche.).

W trakcie psychoterapii próbuje się rozumieć cierpienie, oswoić je i nauczyć pacjenta jak go unikać.

I tak powstają kolejne możliwości, jeśli pojawia się ból życia/istnienia, tracisz jego sens, tu pomogą terapie psychodynamiczno-humanistyczne, egzystencjalne, psychoanaliza, analityczne, psychodynamiczne czy gestalt.

Jeśli nie czujesz siebie, nie rozumiesz emocji, nie rozumiesz ciała, relacji, domykania takich figur (którymi mogą być właśnie emocje, relacje, ego, etc.) tu pomoże Gestalt czy terapia psychodynamiczna.

A czym zatem zajmuje się psychoterapia systemowa?

Otóż integruje kilka dodatkowych dziedzin, aby wpierw zrozumieć i nazwać wstępnie psychopatologie jednostki poprzez stawianie hipotez (elementy podejścia psychodynamicznego), zrozumieć jak radzi sobie dana osoba lub dana struktura rodzinna z emocjami i jak reaguje na sytuacje (elementy gestalt), zadaje pytanie, czy w obrębie zadań można pomóc bardziej, skupiając się na konkretnych rozwiązaniach (elementy CBT), nadaje rozumienie, korzystając z pozostałych dziedzin, które akurat z jakiegoś powodu zajmują terapeutę, ale przede wszystkim, SPRAWDZA RZECZYWISTOŚĆ PACJENTA, A NASTĘPNIE JĄ NAZYWA, czyli:

– co wpływa na niego,

– jakie relacje są istotne dla tej osoby,

– co może zrobić, aby zmienić swoją sytuację,

– co może realnie zrobić w sytuacji, w jakiej się znajduje,

– diagnozuje, w jakiej sytuacji jest pacjent,

– daje hipotezy co dalej może wpływać na utrzymywanie się psychopatologii czy trudności, z którymi zgłasza się pacjent indywidualnie, jako para czy rodzina,

– jakie są realne możliwości pacjenta, który w danym momencie swojego życia zgłasza się na terapię i jakie są jego lub danej struktury słabe i mocne punkty, czyli co może w danym momencie zacząć kiełkować w stronę zmiany,

– traktuje się tu pacjenta jako do pewnego stopnia eksperta, bo do tej pory przetrwał w strukturach, które go otaczają i które współtworzył.

Dlatego często pacjenci czują się, że są w chaosie, nim zaczynają wyczuwać i nazywać kontury siebie, relacji, zaczynają rozumieć, że mogą mieć duży wpływ na swoje decyzje i za co realnie podejmują odpowiedzialność.

Pytanie o role i podział obowiązków jest pytaniem podstawowym w terapii systemowej pary i rodziny, z kolei indywidualnie diagnozuje się wpływy pacjenta i obciążenia z racji wykonywanej roli.

Szuka się też wpływów pozostałych systemów na daną osobę (czyli środowisk), unika się też patologizowania zachowań pacjenta, aby znalazła się przestrzeń do wyjścia poza utarty schemat postępowania. Stawia się tu też mocne granice, jeśli jest czegoś za dużo.

Dla kogo jest terapia systemowa w zakresie psychoterapii indywidualnej w moim gabinecie:

Dla osób, które często w wyniku patologii, dysfunkcji rodzinnej, nie mogą się zrealizować i szukają granic jako osoby dorosłe. Chcą nauczyć się jak nie mieć konfliktów przy podejmowaniu decyzji, które podejmują, ponieważ są już na tyle świadomi i odpowiedzialni. Starają się tez opuścić system, który szwankuje i utrzymuje je w cierpieniu. To są często osoby nie mogące się zrealizować.

Ich Psyche cierpi, bo aby przetrwać bezduszność systemu musiały się dysocjować, derealizować, reagować zaburzeniami lękowymi. Takie osoby mogą mieć już PTSD w młodym wieku, nie mogą mieć dzieci, bo brakuje na nie przestrzeni, są nastawione na rozwiązania i są kreatywne, starają się nie obawiać agresji, bo uczą się walczyć dzięki niej z przemocą, jakiej doświadczyły. Chcą być asertywni.

Interwencje w tej formie pomocy to nie interwencje kryzysowe (wtedy trzeba dzwonić do OIK, na policję, lub jechać do szpitala, jeśli reakcje grożą samobójstwem, dekompensacją, etc.), to interwencje w ogóle, ale one nie uśmierzą błyskawicznie cierpienia. Jest to raczej próba nazwania i zrozumienia z perspektywy trzeciej osoby próbującej uchwycić świat pacjenta widzianego jego oczami, czyli co ja słyszę, kiedy Cię słucham, i co wtedy rozumiem i czego nie wiem.

Potencjalny pacjent może być w jakiejś mierze ofiarą funkcjonowania danego systemu, np. ofiarą wojny, ofiarą jednak, która nie zgadza się na bycie ofiarą. Psyche takiej osoby szuka strategii, aby przetrwać przemoc.

Na takiej terapii można znaleźć własne, zdrowe strategie obronne, które wykraczają poza psychopatologię. Dlatego w tej formie pomocy trudno pracować z typowymi przypadkami zdiagnozowanymi jako zaburzenia osobowości (tu pomoże terapia psychodynamiczna, czy psychoanaliza). To są też osoby poszukujące rozumienia i wiedzy o kulturze, w której się znaleźli, zatem dla uchodźców, imigrantów, emigrantów, ponieważ ta metoda używa też psychoedukacji, jeśli trzeba. Podobnie z przypadkami osób, które są nieświadome bycia ofiarą nowych ruchów religijnych czy nowych kształtujących się systemów (jak subkultury, grupy rówieśnicze, etc.).

Często w trakcie psychoterapii systemowej tworzymy genogramy, które jako terapeuci traktujemy jako konfrontacje. Bo genogram zostaje graficznie zobrazowany, zmienia się jednak wraz z czasem i procesem terapii jego natura oraz wzorce. Dlatego ta forma terapii jest bardzo pożyteczna, gdyż jest nastawiona na zmianę w relacjach i środowisku, wzmacnia też pacjenta na tyle, aby nie bał się samotności i by świadomie wybierał bliskie dla siebie osoby, unikając wzorców rodzinnych czy innych, które współtworzyły jego psychopatologię (sprzężenia zwrotne).

Dlatego zapraszam w ramach interwencyjnej psychoterapii systemowo -kulturowej osoby po traumach, które nie obawiają się zmieniającego poziom aktywności i metod pracy terapeuty, który może być, przede wszystkim, dopasowany do danego momentu życia, w którym zgłasza się pacjent.

Tak, metoda systemowa rozumiana w ten sposób, również metoda IPSK sprawdza się online.

Serdecznie Państwa zapraszam!

mgr Paulina Kubś

piosenka jak zwykle ze względu na tekst, za teledysk nie odpowiadam i z tym NIE PRACUJĘ!!! 🙂
Lose Your Soul – YouTube

PSYCHOTERAPIA METODĄ IPSK

O Psychoterapii Metodą IPSK Pauliny Kubś

Drodzy Państwo,

Coś o mojej metodzie Interwencyjnej Psychoterapii Systemowo-Kulturowej, którą skrótowo nazywam Psychoterapią Metodą IPSK Pauliny Kubś, lub Metodą IPSK Pauliny Kubś.

Moje długoletnie już doświadczenie w pracy z traumą i pacjentami w kryzysie, z tendencją do mniejszych lub większych dekompensacji, z mechanizmami opartymi na dysocjacji, derealizacji czy rozszczepieniu, a także zainteresowanie psychologią ewolucyjną, mechanizmami fizjologicznymi i głównymi kierunkami w psychologii oraz psychoterapii (psychoanalizą, analizą jungowską, rozumieniem hipnozy, psychologią humanistyczną, w tym egzystencjalną, psychologią pozytywną, transpersonalną, kulturową w tym psychologią religii i duchowości), zaowocowały stworzeniem metody, która z natury swojej jest interwencyjna i dopasowana do możliwości pacjenta (pod względem częstotliwości i długości trwania).

Zaczyna się intensywniej, jeśli interwencyjnie to dwa razy w tygodniu, lub raz w tygodniu przez okres 3-6 miesięcy. Bywa, że to czas zupełnie wystarczający dla wielu pacjentów, aby móc zmniejszać częstotliwość sesji w kierunku psychoterapii towarzyszącej, czyli z częstotliwością 2 razy w miesiącu.

Po jakimś okresie trwania tego procesu można planować już rzadsze spotkania, raz w miesiącu, raz na dwa miesiące, raz na kwartał, nawet raz na pół roku, tak długo, jak istnieje taka potrzeba. W zależności od indywidualnego procesu terapeutycznego i potrzeb pacjenta, uzgadniane są wytyczne dopasowane indywidualnie do danej osoby, aby nauczyła się rozpoznawać kryzys, a potem unikać go, zwiększając swoje strategie przetrwania (tworzenie bazy).

Budowane strategie radzenia sobie (w naturze — przetrwania) są oparte na paradoksie. Bywa, że zaburzenia osobowości, które oscylują wokół sztywnych mechanizmów obronnych, nie powstają bez przyczyny. W pewnym zakresie i do pewnego momentu one też mogą pomóc. Dlatego nie szukamy patologii, a możliwości poradzenia sobie, stworzenia bazy w rozwiniętej świadomości, opartej na szacunku do siebie i innych, w działaniu i komunikacji oraz zwiększaniu odpowiedzialności za siebie i za system społeczny, w którym się funkcjonuje (normy prozdrowotne). W trakcie pracy Metodą IPSK Pauliny Kubś pacjent uczy się jak unikać odtwarzania wzorców swojego zaburzenia, a więc cierpienia. Wpierw jednak musi się dobrze poznać i zrozumieć.

Kiedy zmniejsza się częstotliwość sesji, wytyczne do radzenia sobie z kryzysem są już nazwane lub opisane, budując pacjentowi strefę komfortu, która ma być przez niego zinternalizowana, aby czynniki zewnętrzne nie powodowały zakłóceń czy cierpienia a on mógł realizować swoje zadania.

Pacjent uczy się unikania kosztów w postaci emocji, energii, kryzysu, strat finansowych, aby móc potem odważniej wykonywać inne zadania. Mogą one go doprowadzić do zrealizowania własnych zamierzeń lub zamierzeń narzucanych ze strony systemu, w którym żyje (tych, na które się godzi).

Systemowo, objaw pełni określone funkcje, czyli zaburzenie także. Konotacja pozytywna jest tu bardzo ważna, a Metoda IPSK Pauliny Kubś skupia się głównie na indywidualnej pracy z pacjentem dorosłym.
Uważam się za terapeutę myślącego głównie systemowo, uzupełniając też poprzez superwizje czy różnego typu krótsze szkolenia wiedzę z zakresu innych metod. Ukończyłam przy tym całościowe szkolenie z Psychoterapii akredytowane przez Polskie Towarzystwo Psychologiczne.

Celem metody jest skrócenie procesu psychoterapii, która wymaga długich lat u wielu pacjentów do maksymalnie dwóch, i to z mniejszą częstotliwością. Oczywiście za pomocą metody IPSK można także pracować z pacjentami dłużej, tak jak tego indywidualnie potrzebują. Jest jednak ważne, aby ustalić to na początku, bo Metoda IPSK może być odczuwana jako zawierająca w sobie presję na zdrowienie.

Do założeń Metody należy także to, że pacjent mówi prawdę o sobie, nawet jeśli kłamie. Czyli pracujemy dokładnie z tym, co jest mówione. Dlatego ważne jest przyjęcie szczerości i autentyczności pacjenta, aby nie zwiększać u niego ryzyka autodestrukcji. Jeśli pojawia się u pacjenta potrzeba kłamstwa (z różnych powodów nie tylko wynikających z jego patologii), warto zakończyć terapię tą metodą lub zmniejszyć jej intensywność.

Celem Metody IPSK jest stworzenie bazy życiowej dla osoby po głębokich traumach, aby mogła się rozwijać w każdej możliwej dla niej płaszczyźnie życia, poprzez zwiększanie świadomości granic i potrzeby stawiania granic.

Przed rozpoczęciem spotkań terapeutycznych, warto zapoznać się z regulaminem na stronie https://paulinakubs.pl/regulamin/

Metoda IPSK Pauliny Kubś na bieżąco będzie tutaj Państwu opisywana (https://paulinakubs.pl/interwencyjna-psychoterapia…/).

Serdecznie zapraszam.

Mgr Paulina Kubś.

Zapisy przez stronę i Facebooka:

https://paulinakubs.pl/kontakt/
Paulina Kubś Gabinet Interwencyjnej Psychoterapii Systemowo-Kulturowej | Kraków | Facebook

(42) Lost Sky – Fearless [Music Video] – YouTube

O normach społecznych oraz osobowościach po traumie według Metody IPSK Pauliny Kubś

  1. O normach społecznych

Metoda IPSK jest oparta na zakładaniu ogromnej wagi systemu i struktury społecznej, z której pochodzi pacjent. Na podstawie rozumienia norm społecznych, można też pojąć zaburzenia, które powstają na podstawie funkcjonowania pośród ludzi żyjących według norm antyspołecznych czy kryminalnych.

Rozróżniamy następujące normy społeczne:

  • Norma prozdrowotna/prospołeczna,
  • Norma antyspołeczna,
  • Norma kryminalna.

Norma prozdrowotna/prospołeczna to ważny punt odniesienia, skupiający w sobie zarówno dawców, jak i biorców, którzy eksploatując zasoby, dają możliwość też ich odtwarzania lub generowania nowych. Nie jest to norma możliwa do zrealizowania w sposób idealny, ale konieczny jest surowy respekt do jej granic w każdej grupie społecznej.

W pewnym sensie każdy wie, na czym polega ta norma, natomiast nie jest realizowana w sposób całkowity przez całą grupę. Jest najwyżej w hierarchii i wymaga znajomości każdej z norm, bez tego może nie potrafić się obronić. Wymaga dużej świadomości społecznej.

Norma antyspołeczna jest najbardziej popularna. Zakłada bycie biorcą i eksploatację zasobów w sposób mniej lub bardziej dewastujący oraz często też w jakiejś mierze akceptowalny przez daną grupę.

Norma kryminalna zakłada całkowitą dewastację zasobów oraz zagarnianie zasobów w celu ich eksploatacji. Tutaj także, jak w przypadku normy prozdrowotnej, istnieją dawcy i biorcy. Ich nieświadomym dążeniem wydaje się poszerzenie norm antyspołecznych.

Dzięki temu, że norma prospołeczna/prozdrowotna jest u każdej osoby i na każdym poziomie społecznym zinternalizowana indywidualnie (tak samo, jak i w grupie), hierarchia oraz struktura społeczna, pomimo zmiennej dynamiki, jest względnie stała.

  1. Osobowości po traumie

Na potrzeby metody IPSK rozróżniam:

  • Osobowość dysocjacyjną

To struktura osoby, która na skutek traum oscyluje wokół doznań psychotycznych. Zakłada czułość na bodźce, unikanie osób przemocowych, kreatywność, wybiórczość wobec relacji, dążenie do zwiększenia swojej przewagi, aby nie być ofiarą. Funkcjonuje w obrębie schematu „walcz, uciekaj, paraliż” (dysocjacja, czyli używając konotacji pozytywnej: wytrzymaj)

  • Osobowość uzależnieniowa

To struktura osoby, która często jako dziecko miała jakieś choroby lub urazy, zwłaszcza na tle nerwowym lub biochemicznym. Nie radzi sobie z napięciami i szuka ich redukcji w substancjach psychoaktywnych lub uzależnieniach behawioralnych. Ma bardzo niski próg wytrzymywania frustracji. Funkcja to „uciekaj, paraliż (wytrzymaj)”, „walcz bez udziału świadomego”.

  • Osobowość suicydalna

(W Polsce tym tematem szerzej zajmował się dr n. med. Andrzej Polewka).

W zakresie Metody IPSK, struktura takiej osobowości, zakłada samobójstwo jako reduktor napięcia i sposób na funkcjonowanie w grupie. Taka osoba pozostaje przy romantycznej wizji z okresu dojrzewania, że samobójstwo to kres cierpień lub upokorzeń (życie i wymogi życia traktowane są często jako upokorzenie i cierpienie).

Mogą to być też osoby, które nie miały dobrego odzwierciedlenia ze strony rodziców na skutek ich śmierci lub opuszczenia i dopiero muszą nauczyć się, że życie istnieje też poza relacją. Relacje są tu najważniejszym czynnikiem rozwoju dla tych osób oraz najpoważniejszym zagrożeniem dla samorozwoju.

  • Osobowość spirytualna

To struktura osoby, która nie próbuje szukać siebie w żadnej z norm, ponieważ była od nich zbyt zależna. Głównie mogły to być normy antyspołeczne czy kryminalne, a formą przetrwania było rozszczepianie i zniekształcanie rzeczywistości.

  • Osobowość pozornie dostosowana

To struktura osoby, która ma łatwość budowania relacji społecznych, są one jednak pozorne i nastawione na cel. Zakłada manipulację, aby przetrwać samodzielnie oraz w grupie społecznej, które są jej najbliżej. Zbudowana jest na lęku przed samotnością, bezradnością społeczną oraz odpowiedzialnością indywidualną i społeczną.

Każda z wyżej wymienionych osobowości zakłada element dysocjacyjny jako formę przetrwania. Kierunek leczenia to zwiększanie skuteczności działań w kierunku realizacji norm prospołecznej/prozdrowotnej i świadomości swoich ograniczeń. Osobowości te mogą oczywiście współwystępować ze sobą, nachodzić na siebie czy zmieniać się na różnych etapach życia.

Element autodestrukcji jest właściwie pewny w każdej z wyżej wymienionych osobowości, ale traktowany jako wyraz bezradności i potrzebę redukcji napięcia, natomiast nie występuje tu gloryfikowanie cierpienia. Jest też istotna potrzeba zdrowienia.

(42) Lizwi & Ahmed Spins _ Waves & Wavs (Original Mix) – YouTube

O szacunku w relacji

W psychoterapii wiele mówi się o respektowaniu własnych i cudzych granic, o potrzebie nauki asertywności i unikania przemocy w komunikacji. Kłopot w tym, że przez sam fakt posiadania świadomości własnych granic można wiele zyskać (np. własną indywidualność i dojrzałość), ale też wiele stracić (relacje z bliskimi oparte na braku granic).

Każdy ma swoje skrypty zachowań oraz oczekiwań względem innych, zwłaszcza bliskich. Nawet jeśli rozumiemy, z czego wynikają różne zachowania, dzięki empatii i współczuciu, nie oznacza to, że je tolerujemy lub zgadzamy się na indywidualność bliskiej osoby.

Dlaczego tak może być? Otóż indywidualność jest zagrożeniem w ogóle, bo wiąże się z odpowiedzialnością oraz kierowaniem się wartościami, które mogą być niefortunne dla innych — nie kultywujemy pewnego sposobu myślenia a własny.

Walczymy wtedy z narzucanym narcyzmem kogoś, kto ma jakiegoś rodzaju władzę ze względu na pozycję społeczną (ojciec nad synem, matka nad córką i synem, brat nad siostrą, policjant nad obywatelem, przywódca nad narodem, etc.) wynikającą z pewnej tworzonej kultury oraz polityki, która danej osobie lub grupie społecznej dała szansę na przetrwanie. Indywidualność wtedy budzi kontrowersje, bo niszczy spójność systemu.

Co w przypadku bliskiej relacji? Niby powinno być prościej. Tylko dlaczego budujemy związki i dążymy do monogamii oraz trwałości relacji mimo wszystko, pomimo różnych trendów (poliamoria istniała już w kulturach tradycyjnych i pierwotnych dając podwaliny pod spójność grupy i regulowanie popędu wewnątrz systemu, który był jedyny godny zaufania w otaczającym zagrażającym świecie)?

Powodami mogą być: chęć unikania chorób wenerycznych, które mogą uszkadzać kod genetyczny, regulacja dziedziczenia, kontynuacja wartości, tworzenie bezpiecznych granic, aby ten mniejszy system mógł być zarówno odrębny, jak i wchłonięty przez inny system, jak np. dwie rodziny pochodzenia, grupa społeczna, naród, etc.

Jak stworzyć udany związek, skoro ma aż tyle funkcji a głównie przetrwanie? Gdzie jest miejsce na indywidualność dla dwóch osób, kiedy wkradają się oczekiwania i potrzeby zarówno własne, jak i systemu, z którego się pochodzi?

Wygląda na to, że szacunek jest tu odpowiedzią oczywistą. Wiemy zazwyczaj, kiedy okazujemy drugiej osobie brak szacunku i dlaczego, a jeśli nie, to szybko możemy się tego nauczyć, nawet reprezentując inne wartości i pochodząc z innej kultury.

Związek jest oparty na tolerancji (co nie oznacza przyjęcia cudzych wzorców, ale danie na nie przestrzeni, o ile nie uderzają w integralność, która ma dawać bezpieczeństwo dla przetrwania osobie, czyli dopóki mi to nie zagraża, nie mam nic przeciwko, ale się z tym nie wiążę, mogę to po prostu bliżej poznać).

Zatem szukając konkretnych przykładów odnoszących się do bliskich relacji, czy mamy prawo oczekiwać podporządkowania bliskiej osoby naszym oczekiwaniom? Czy to w ogóle jest możliwe zmusić kogoś, aby był taki, jak chcemy, bo wydaje się nam, że tak powinno być? Niby nie, a przecież walka o własną indywidualność jest codziennym trudem każdego z nas.

Mówi się: możesz mieć oczekiwania wobec mnie, ale ja nie muszę ich spełniać.

I co wtedy?

Okazuje się, że trudno jest być w relacji, kiedy mamy odmienne wartości, różne potrzeby emocjonalne, inaczej wchodzimy w kontakt z ludźmi, na czym innym nam zależy.

Czy wystarczy to zakomunikować?

Posiłkując się przykładem: Czy da się budować relacje, jeżeli jedna osoba będzie wracała do domu zaraz po pracy, a druga potrzebowała codziennych wyjść po pracy na miasto? Co ich łączy, to to na przykład, że każde nie może się doczekać, aż zrobi, co jest dla niego ważne. Jak w takim wypadku te dwie osoby mogą się spotkać emocjonalnie w związku długoterminowym, bez niepotrzebnych frustracji? Na czym taka relacja może być zbudowana? Możemy mówić o szacunku jako o głównej wytycznej, ale czy to wystarczy?

Wygląda na to, że niekoniecznie. No bo przecież każdy zazwyczaj ma potrzebę z kimś zjeść kolację albo obiad, porozmawiać. Co osoba wracająca do domu i spędzająca w nim miesiącami wieczory może samotnie robić? Lub osoba, która codziennie wychodzi sama lub ze znajomymi po pracy i spędza fajnie czas z dala od relacji, którą oficjalnie buduje. Jakie mamy skojarzenia?

Czy znamy takie pary, które mają do siebie aż takie zaufanie, są lojalne wobec siebie i dają sobie przestrzeń tego typu, a ich związek trwa latami? Chyba nie jest ich wcale tak dużo.

Zazwyczaj po jakimś czasie, pojawia się zazdrość, a o zaufaniu w relacji rzadko można mówić jako o czymś oczywistym. Zaczyna się pojawiać potrzeba kontroli, wynikająca z narcyzmu i lęku przed samotnością. Im ktoś ma mniejsze kompetencje społeczne oraz inteligencję emocjonalną, tym kontrola jest większa, podobnie przemoc, bo wtedy wkrada się despotyzm.

Czy można się opiekować różnicami indywidualnymi w relacji?

Zawsze można odwołać się do szacunku. Związek budowany poprzez świadomość granic, potrzeb oraz indywidualności jest dobrym punktem odniesienia, aby bardzo szybko rozpoznać, z kim możemy dążyć do takiej relacji. Podobnie jak dążenie w tych granicach do spotkania i ustawienia priorytetów pod to spotkanie z jedną wybraną osobą. Istotne jest szukanie balansu, które ze względu na różnice indywidualne jest ogromnym wyzwaniem.

Istnieje metafora, że życie to taki taniec na linie. Być może podobnie jest z budowaniem relacji.

Chyba warto zacząć od celów, zdając sobie sprawę, jak ważne jest budowanie trwałej długoterminowej relacji także ze względu na społeczne konsekwencje. Opisuje się czasem śmierć w relacji, która dotyczy dwóch osób i systemów, do których należą, aby mogły się dotrzeć i dać życie, rozumiane jako cel systemowy, bo trwa zanurzony w systemie społecznym.

Jeżeli związki są nietrwałe, oznacza to, że rozpadają się ze względu na brak wspólnych celów długoterminowych i brak szacunku do siebie. Cele osób są raczej krótkoterminowe i skupiające się na redukcji napięć w obrębie własnego komfortu.

Bardzo dobrym przykładem walki o brak przemocy w relacji jest film Pentameron z 2015 roku. Otwiera pole do refleksji nad tym, czym jest szacunek, do czego prowadzi brak granic w relacji.

Pozdrawiam, mgr Paulina Kubś.

(13) Vitalic – Eternity & Tale of Tales (2015) Movie Music Video – YouTube

O PSYCHE W PSYCHOTERAPII

O Psyche w Psychoterapii

Psychoterapia nie dotyczy przede wszystkim rozumienia poszczególnych zaburzeń związanych z psyche (o psyche później), co raczej wiąże się z metodą i podejściem terapeuty. Wykracza poza takie limity, które jednak są niezbędne, aby wiedzieć, czy trafiło się do odpowiedniego specjalisty.

Tak naprawdę psychoterapia to zawsze, jak w dosłownym znaczeniu, uzdrawianie duszy. Pytanie, czym owa dusza jest. Nie będziemy jednak się rozwodzić nad tłumaczeniem słów albo tego, co to pojęcie mogło oznaczać w danym okresie historii ludzkości (chociaż to niezwykle istotne).

Zadajmy sobie podstawowe pytania — czy dusza w ogóle istnieje. Otóż wygląda na to, że tak. Przyjmując tezę o poligenetycznych nieświadomych procesach pojawiających się w różnych kręgach kulturowych, można uznać, że psyche to jakaś forma zbiorowej świadomości, która pojawiła się prawdopodobnie w podobnym czasie w różnych niezwiązanych ze sobą tradycjach kulturowych (tego nie wiemy też na pewno, traktujmy to jako pewne założenie pod dyskusję) i konstrukt ten przetrwał w różnych formach aż do dzisiaj, zwłaszcza na poziomie świadomości indywidualnej.

Zatem pokrótce, może być to forma świadomości związana z innymi procesami umysłowymi, które powstały na skutek osiągnięcia jakiegoś poziomu w rozwoju człowieka w ogóle na poziomie fizjologicznym, biologicznym, mentalnym a przede wszystkim społecznym.

Jaką można przyjąć roboczo definicję duszy? Np. że jest to konstrukt wewnętrzny indywidualny, który tworzy bazę pod możliwość samoobserwacji oraz oceny siebie. Dąży także do jakiejś nowej formy rozwoju, który może być rozpoznawany u siebie w trakcie biegu życia.

Można też powiedzieć, że rozpoznana psyche pozwala na przeżywanie sensu życia oraz własnych celów w życiu, które nie zawsze wydają się zewnętrznie spójne. Zakłócenia w tym obszarze mogą realizować się poprzez długotrwałe zaburzenia psychiczne, czy emocjonalne uniemożliwiając pełnię funkcjonowania.

Wbrew pozorom psyche jest okrutna, niezrealizowana może zaburzać funkcjonowanie w każdym możliwym obszarze życia. Przeżycie — czuję, że źle zrobiłem/am i zatrzymuje mnie to w osiągnięciu potencjału który rozumie już tylko psyche a ja jako indywiduum, zaczynam cierpieć.

Ostatnie lata badań nad neurofizjologią i neurologią poddają w pewną wątpliwość istnienie wolnej woli (chodzi o to, jak szybko podejmujemy decyzje, między automatyzmem a świadomym wyborem).

Niestety ta dyskusja ma też religijny, a nawet duchowy wymiar stąd trudno o znalezienie dobrych dla wszystkich podstaw rozumienia tego problemu. Kłopot w tym, że, uogólniając, zdrowie psychiczne zakłada również realizację swojej świadomości także na poziomie religijnym oraz duchowym, poza życiem rodzinnym, relacjami, budowaniem więzi, poczuciem bezpieczeństwa, materialnym balansem oraz optymalizowaniem jakości swojego życia.

Coś takiego się stało na poziomie neurologicznym, biologicznym i ewolucyjnym, że odkryliśmy duchowość oraz jakąś świadomość duchową czy religijną, która scalała więzi społeczne i tworzyła kulturę.

Czy można mówić tu o wymyśle, jeśli wiele osób przeżywa religijność czy duchowość osobiście bez stymulacji zewnętrznej jak np. psychostymulantów? Dlatego kwestia psyche jest sporna nawet wśród psychologów, ponieważ ma konotacje znacznie głębsze i bardziej kontrowersyjne niż byśmy chcieli, co nie pozwala rozmawiać o niej jako o nauce czy o leczeniu jej potwierdzonym naukowo.

Jeśli w tle pojawia się coś duchowego, zaczyna tracić na wartości naukowej (chociaż nie zawsze, w psychologii jest także obszar do dyskusji i badania tych zagadnień, tworzy go psychologia duchowości czy psychologia religii), bo zaczyna przybierać wymiar, o którym trudno rozmawiać z perspektywy badacza, a zatem musimy być tu bardzo ostrożni.

Proponuję skorzystać w takim razie z backupu w postaci Platona i jego metafory jaskini. Potraktujmy psyche jako ideę, roboczo przyjmijmy, że istnieje. Jeśli coś istnieje w świecie idealnym, ma do pewnego stopnia potwierdzenie w realności.

Idea to nie archetyp ani wartość, raczej zewnętrzny punkt odniesienia, który może zostać zinternalizowany. Idąc na terapię, chcemy uniknąć cierpienia, choroby, pozbyć się dysfunkcji nie znając tak naprawdę prawdziwego siebie. Temu właśnie służy psychoterapia — rozpoznaniu psyche poprzez ego.

Ego jest bardziej realne/namacalne, bo realizuje się na prostszym poziomie poprzez granice i wyrażanie ich. Więc skracając tę notkę o psychoterapii — aby leczyć psyche, trzeba się dobrze poznać i akceptować, stawiać mocne granice i sprawdzać, czy realizujemy się we własnym życiu na tyle, aby czuć się spełnionymi i na tyle spokojnymi, na ile to jest możliwe.

Na pewno ważnym punktem odniesienia dla zdrowia psychicznego jest zdolność do miłości, która daje siłę i buduje potencjał samorozwojowy też w tym wymiarze. Jak się to może realizować na poziomie indywidualnym czy społecznym, to już kwestia do rozpoznania dla samego siebie, również w trakcie psychoterapii.

Czy jest tu ukryty egoizm, którego tak często obawiają się osoby zgłaszające się na psychoterapię? Z perspektywy psyche nie. Trzeba samemu rozpoznać, co jest słuszne a co nie. Na to może już nie odpowiedzieć psychoterapia. To będzie ważne dla budowania ego (znalezienia własnej struktury moralnej).

Dlaczego można obawiać się psychoterapii? Bo może naprawdę wpłynąć na wiele relacji społecznych, które w obecnych czasach mają własny wymiar (potrzeby). Jeśli ktoś oczekuje w relacji, aby druga osoba była nastawiona tylko na spełnianie oczekiwań, unicestwia tę osobę już na poziomie ego.

To z kim mamy do czynienia jest emanacją jego lub jej indywiduum, które stanowi pewną formą ekspresji niezrealizowaną do końca. Ponieważ nie ma granic, psyche musi być zdysocjowana. A skoro jest okrutna, zacznie być niszcząca.

Na czym może polegać miłość jako baza dla relacji? Może na możliwości wspólnej realizacji osobowych psyche z poszanowaniem dla granic? Tak by to najbardziej odpowiadało tej perspektywie. Czy miłość jest tam, gdzie unicestwiamy się na poziomie ego? Może to właśnie jest egoizm?

Czy psyche bywa transgeneracyjna? Chyba tak, być może dlatego w psychoterapii systemowej mówimy o mitach rodzinnych, w psychogenealogii o przekazach i odtwarzaniu pewnych historii w kolejnych pokoleniach. Może też trzeba uzdrowić przekaz rodzinny, kulturowy, społeczny.

Jak bardzo psyche może być okrutna? Otóż tak długo prowadzi do cierpienia aż znajdzie dla niego ukojenie. Mamy szansę obserwować to codziennie i szukać odpowiedzi.

Wydaje się zatem, że psyche może być konstruktem społecznym, który realizuje się na różnych poziomach w życiu człowieka. Trudno zaprzeczyć jej istnieniu. Nie wiadomo czy można ją zostawić w nadziei, że ona zostawi nas w spokoju. Jako psychoterapeuta praktyk i badacz nie spotkałam się z żadnym tak bezwzględnym konstruktem.

Mgr Paulina Kubś

(1) Venice May – Limerence [Official Video] – YouTube

Tekst piosenki:

Limerence Venice May

Your love is violent Your love is like a fired gun Heavy and silent, so silent Before what it’s done I know I cannot stay here any longer I knew long ago It’s over, still I’m waiting like a soldier For the final blow

Hold you, let me Hold you, let me Hold you, let me Hold you, let me

What lovers, what lovers we were What lovers we were when there were carpets of grass Then something shattered and it all went so awry We couldn’t make it a mile for all the pieces of glass

There’s nothing for me out there Nothing, not even the sun The moment I step out the door And look up to the sky it’s gone Sometimes a light gets through And I remember how it was before Like there was something else ahead I can’t quite make out anymore

Hold you, let me Hold you, let me Hold you, let me Hold you, let me

Dead, it’s dead, it’s dead, it’s dead It’s not dying anymore The roots of our land never grow The seasons don’t pass by our window

Say it, say it, say it Say it aloud, we’re nevermore Together let’s each put on a glove And bury the bones of our dead love

What lovers we were when there were carpets of grass Carpets of grass

Limerence Venice May